"Super Express": - Platforma wybrała niedawno władze regionalne. Chyba najbardziej zaskakująca jest reelekcja Janusza Palikota. Ten kontrowersyjny polityk miał bardzo silną opozycję w samej Platformie, a jednak zachował stanowisko przewodniczącego na Lubelszczyźnie. Może pomogło to, że po żałobie narodowej zniknął na miesiąc ze sceny politycznej i stworzył sobie nowy wizerunek?
Sławomir Nowak: - Może. To rzeczywiście barwny polityk. W PO, tak jak w wyborach powszechnych, jest demokracja - decydują ludzie, a nie tajne gremia. Palikot wygrał wybory i wszyscy muszą to uszanować.
- Czy zaostrzy się konflikt między nim a ponownie wybranym na Dolnym Śląsku Grzegorzem Schetyną?
- Nie mam takich obaw. Obaj są dojrzałymi politykami. Każdy z nich ma swoje miejsce w Platformie i swoją misję do wypełnienia.
- Podsumowując, kto zwyciężył w tych wyborach: liberałowie czy konserwatyści?
- Ani jedni, ani drudzy. To fikcyjny podział wymyślony przez publicystów. Platforma jest jedna. Środowiska liberalne i konserwatywne, które tworzyły Platformę, są dziś w zdecydowanej mniejszości wobec ludzi, którzy wstąpili do partii już po jej powstaniu. Platforma jest partią żywą, zdarzają się więc różnice zdań i nie ma w tym nic dziwnego. Jest to nawet wskazane.
- A propos, Andrzej Rogoyski, główny przeciwnik Andrzeja Halickiego na Mazowszu, ostro skrytykował swoich partyjnych kolegów, a to, co się działo podczas prezentacji komitetu poparcia dla Bronisława Komorowskiego, określił jako skandal. Więc już w samej Platformie słychać głosy sprzeciwu wobec zaostrzenia języka politycznego.
- Nie znam pana Rogoyskiego, więc trudno mi to komentować. Prowadzimy kampanię prezydencką nakierowaną na programową prezentację naszego kandydata, jego życiorysu i wizji Polski. Mówimy o potrzebie współpracy i zgody. Pan mówi o wystąpieniach Andrzeja Wajdy i prof. Władysława Bartoszewskiego. Oni wypowiadali się we własnym imieniu, a poza tym nie mówili nic zdrożnego. Proszę też nie przesadzać.
- Trudno jednak ukryć, że osoby te pełnią bardzo ważną rolę w kampanii Bronisława Komorowskiego.
- Być może mamy różną wrażliwość. Ale mnie ich język nie razi. Nie przekroczyli granic kultury. Poza tym nie czuję się upoważniony do komentowania wypowiedzi takich autorytetów jak prof. Bartoszewski. Uważam, że ze względu na to, co przeżyli w swym życiu, mają prawo mówić wprost to, co myślą.
- Wygląda na to, że role się odwróciły. Bo PiS prowadzi kampanię bardziej wyważoną. Jarosław Kaczyński używa języka porozumienia, a gdy go atakujecie, milczy.
- To pański pogląd. Wypowiedzi polityków PiS przeczą pańskiej tezie. Jarosław Kaczyński mówi teraz, że inaczej chce nazwać projekt IV RP, bo dotychczasowa nazwa jest nieakceptowana społecznie, co nie oznacza, że odciął się od IV RP. Nie chcę oceniać kampanii naszej konkurencji. To zostawiam wyborcom. Czy uwierzyli w metamorfozę Kaczyńskiego, okaże się 20 czerwca. My prowadzimy kampanię, prezentując autentyczny wizerunek naszego kandydata. Nie kampania, a ciężka praca Bronisława Komorowskiego jest teraz najważniejsza. Marszałek przerwał kampanię, żeby być z ludźmi przeżywającymi powódź, jeździł tam, gdzie działa się tragedia, zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego, by wspierać rząd w działaniach przeciwpowodziowych, w trybie natychmiastowym przedstawił specjalne ustawy, które ułatwią walkę z żywiołem w przyszłości. Ludzie to widzą i doceniają...
- Wątpliwe, czy docenią to również media publiczne, o których mówicie, że są upolitycznione? Jaką jednak mamy gwarancję, że w następnym rozdaniu upolitycznione nie będą?
- Tak, obecne media publiczne są łupem politycznym PiS-SLD i Samoobrony. Trzeba to zmienić. Zatem mam nadzieję, że wszystkie trzy instytucje - Senat, Sejm i prezydent - odrzucą sprawozdanie KRRiT i tym samym zakończą jej funkcjonowanie w tym składzie. Potem trzeba będzie wybrać nowy skład. Zapewniam, że dołożymy wszelkich starań, by nie było tam polityków, a reprezentanci uczelni, środowisk twórczych i mediów.
- Dlaczego marszałek nie skonsultował z koalicjantem kandydatury Marka Belki na szefa NBP?
- Bo nie jest to kandydatura koalicji, tak jak NBP nie jest instytucją partyjną czy rządową - obsadzaną przez koalicję. Wskazanie na prof. Belkę to dowód niezależności Bronisława Komorowskiego i przejaw zdolności wzbijania się ponad doraźne interesy polityczne. Marszałek zaskoczył tym ruchem nawet wielu moich partyjnych kolegów. Strażnik polskiej złotówki musi być niezależny od polityków. A ich nerwowe reakcje są dowodem, że Komorowski zadziałał odważnie i niezależnie od kogokolwiek.
- A może to nie on podjął tę decyzję, lecz zapadła ona w Akwizgranie między premierem a Aleksandrem Kwaśniewskim?
- To niepoważne. Ani premier, ani były prezydent nie mają w tym względzie uprawnień do wskazania kandydata na prezesa NBP.
- Czy nie jest tak, że bez wsparcia premiera Bronisław Komorowski nie byłby tak popularny? Dowód - cicha obecność marszałka przy szefie rządu w miejscach objętych powodzią.
- Na terenach powodziowych tylko raz byli razem. I to premier poprosił marszałka o wspólny wyjazd. Nie chodzi o wspólne pozowanie do kamer, a o pracę i pomoc powodzianom. Oddzielnie odwiedzili dwa razy więcej terenów i spotkali dwa razy więcej ludzi. Czas wyścigów między prezydentem i premierem, mam nadzieję, się skończył. Poza tym obaj są z jednej formacji politycznej. Podobnie myślą o Polsce. Obaj dźwigają dzisiaj na sobie ciężar rządzenia. Od lat także się przyjaźnią. To zupełnie normalne, że sobie nawzajem pomagają. Co nie oznacza, że są wobec siebie ulegli czy sobie podlegli. Marszałek Komorowski ma szczególną pozycję w PO, tak naprawdę to często on ma ostatnie słowo w najważniejszych decyzjach politycznych w PO. Premier bardzo liczy się z opinią marszałka.
Sławomir Nowak
Szef sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego, szef regionu pomorskiego PO