Emocje, jakie zostały wyzwolone w dniach żałoby, on może najlepiej zagospodarować i wykorzystać dla własnej partii, ale także dla zmiany Polski w kierunku, jaki od dawna planował. I dlatego prezes PiS powinien wystartować w wyborach tak, by symbolicznie podjąć sztandar, który niósł jego brat.
Przeczytaj koniecznie: Sondaż "SE": Jarosław Kaczyński bez szans na wygraną w wyborach prezydenckich
Taki scenariusz budzi lęk politycznych konkurentów. Waldemar Kuczyński już teraz wzywa lidera PiS do zmiany programu (najlepiej do pogodzenia się z III RP), prof. Jan Widacki mobilizuje wszystkich przeciwników IV RP i wieszczy, że rychło może nastąpić jej "recydywa". Platforma, choć na razie wszystkie sondaże gwarantują zwycięstwo jej kandydatowi, zaczęła się nawet zastanawiać nad wymianą Bronisława Komorowskiego na kogoś bardziej elokwentnego i skuteczniejszego w walce z Jarosławem Kaczyńskim.
Wszystko to pokazuje, że lider PiS może wygrać te wybory. Tak dla niego samego jednak, jak i dla jego partii - a szerzej dla Polski - lepiej by jednak było, gdyby mimo startu, tak się nie stało. Jarosław Kaczyński jako jedyny gwarantuje w tej chwili spoistość i dynamizm PiS. Bez niego partia ta nie ma szansy być skuteczną, pełną pasji i z wizją opozycją. A tylko taka opozycja gwarantuje, że władzy w Polsce nie przejmie monopartia PO. Skuteczniejszym narzędziem uprawiania polityki jest zatem w tej chwili bycie liderem partii (szczególnie tak ważnej), a nie prezydentem.
Jest to zresztą tym ważniejsze, że PiS może w tej chwili zagospodarować ogromną ilość energii społecznej. Przynajmniej część osób, które stały wiele godzin w kolejkach, by oddać hołd zmarłej parze prezydenckiej, w czasie ostatnich dni podjęło decyzję o zaangażowaniu politycznym. Aby jednak mogło być ono skuteczne, musi istnieć silna struktura partyjna. Jej gwarantem jest zaś nie tyle Adam Lipiński (skądinąd świetny organizator i człowiek od czarnej roboty), ale właśnie Jarosław Kaczyński. Człowiek z wizją polityczną, który umie i lubi sprawować realną, a nie symboliczną władzę.
W Pałacu Prezydenckim te jego umiejętności nie zostałyby wykorzystane. A uwikłanie w bieżącą walkę polityczną i nieustające ataki mediów (już teraz można przewidzieć, że część z nich będzie przeciwstawiała Lecha Jarosławowi) znacząco osłabiłyby nie tylko prezydenta, ale przede wszystkim jego partię, której głównym celem powinno być przejęcie władzy w wyborach parlamentarnych i odsunięcie PO od władzy.
Tomasz Terlikowski
Publicysta katolicki, szef zarządu wydawnictwa Fronda