Szlachetne zabawy w banalnego cenzora

2009-04-22 5:00

Bandyta to trudny zawód. Trzeba być amoralnym, twardym, przygotowanym na poniżenie procesu, upokorzenie więzienia i dezaprobatę porządnych ludzi. Bandyci wiedzą to doskonale, ale dla zysku taką życiową drogę na skróty wybierają. Rzadko, więc ktoś lituje się nad bandytą.

Z tym większym uznaniem przyjąć trzeba wczorajszą publikację Bogdana Wróblewskiego z "Gazety Wyborczej" pod tytułem "Inka odarta z godności". Chodzi o tę Halinę G., która karierę w przestępczym światku robiła, używając bardzo ciała i która wyprowadziła ministra Jacka Dębskiego z knajpy prosto pod lufę mordercy. Za pomoc w zabójstwie piękność dresiarzy i natchnienie gangsterów odsiedziała osiem lat. Zresocjalizowała się tak bardzo, że zaraz po opuszczeniu więzienia jej smukły paluszek pokazał nam wszystkim "faka". Tak mi się wydawało, ale Bogdan Wróblewski potrafił zinterpretować ten gest przenikliwiej. Po pierwsze, obraźliwy gest pokazała tylko dziennikarzom - tak twierdzi dziennikarz "GW" - i chciała tylko powiedzieć: odczepcie się w końcu. Nikt nie wie, skąd Wróblewski to wie, ale kto wie, może ma rację.

Po zatrzymaniu 8 lat temu policja zrobiła "Ince" zdjęcia w majtkach i staniku. Trafiły do akt sprawy. W miniony poniedziałek "Super Express" opublikował jako pierwszy te historyczne już fotografie. Pamiętajmy, że ciało było najgroźniejszą bronią "Inki", to w jakimś sensie przez nie zginął Dębski. I teraz kluczowe pytanie, przy którym trzeba się zatrzymać: co widzą ludzie, patrząc na te zdjęcia? Co widzą? Okazuje się, że różni ludzie widzą bardzo różne rzeczy. Opinie w komentarzach na forach internetowych pokazują rozbież-ność opinii. Są więc głosy wyrażające uznanie dla zgrabnej figury, krytykujące detale urody, na przykład skrzywienie kręgosłupa, podające w wątpliwość, że to w ogóle ona, a wreszcie głosy oburzenia, że te zdjęcia zostały zrobione.

Do oburzonych należy Bogdan Wróblewski. Uczciwie trzeba przyznać, że zanim oburzył się na "Super Express", wcześniej podważał sens istnienia tych zdjęć. Ale - tu druga kluczowa kwestia - ocenił je według swojej wrażliwości, bo je widział! Bo je widział! Jako dziennikarz mógł je zobaczyć, dlaczego odmawia prawa obejrzenia ich innym? Dlaczego dziennikarz bawi się w cenzora? Dlaczego z detalami (np. czarne skarpetki) opisuje zdjęcia, a nie pozwala ich obejrzeć? Przecież to hipokryzja. Nie każdy patrząc na nie, widział rzekomo upokorzoną kobietę, wiele osób widzi niebezpieczną, amoralną, luksusową call girl, odpowiedzialną za śmierć człowieka. Wróblewski w ramach swojego oburzenia do oburzenia namówił kilka autorytetów. Autorytety twierdzą, że ludzie nie mogą oglądać tego, co widziały autorytety.

Dlaczego Wróblewski i autorytety nie protestują raz na tydzień, gdy media pokazują bandziorów w samych majtkach, z kajdankami na rękach, leżących na podłodze? Przecież według tej logiki to odzieranie z godności niewinnych jeszcze do prawomocnego wyroku ludzi? Nie protestują z lenistwa czy hipokryzji? Uważam, że dziennikarze nie są mądrzejsi od swoich czytelników, dlatego z szacunku do Czytelników "Super Expressu" pozwoliłem im obejrzeć i samodzielnie ocenić zdjęcia, które ja widziałem. Z pełną świadomością, że narażam się na krytykę. Wróblewski zdecydował za czytelników.