Sławomir Jastrzębowski: Opowieści Paszkiewicza

2012-06-01 4:00

Siedzę na sali sądowej (z tydzień temu) i dopada mnie zdziwienie. Oto przed wysokim sądem stoi prezes NFZ Jacek Paszkiewicz i z miejsca dla świadka opowiada dość niesłychane rzeczy.

Napisaliśmy prawie trzy lata temu, gdy w kraju szalała epidemia grypy, że prezes ze swoją podwładną polecieli w listopadzie na urlop. Za publikację zostałem pozwany. Artykuł był jak należy opatrzony zdjęciami wychodzących z lotniska pana Jacka Paszkiewicza i jego podwładnej zatrudnionej w NFZ.

Pan prezes na zdjęciach jest moim zdaniem opalony raczej nielistopadowo i występuje w typowo turystycznym ubraniu. Natomiast przed sądem pan prezes twierdzi, że wcale nie był na urlopie. Więc wysoki sąd pyta go, co robił na lotnisku. A na to pan prezes, że... tylko tak przyjechał taksówką pomóc podwładnej, bo miała ciężkie walizki!

Jednocześnie pan prezes twierdzi przed sądem, że akurat w tym czasie, jak jego podwładna była na urlopie, to on nie chodził do pracy, ponieważ był zbiegiem okoliczności dwa tygodnie chory (nie chce powiedzieć na co, bo to tajemnica).

I akurat pan prezes Paszkiewicz miał zwolnienie lekarskie do tego dnia, w którym jego podwładna i bardzo bliska znajoma wracała z urlopu. Chyba powinien być już tego dnia w pracy, ale szef NFZ dżentelmeńsko nosił walizki podwładnej (ustaliliśmy, że innym podwładnym walizek nie nosi).

Teoretycznie prywatne życie prezesa NFZ nie powinno interesować "Super Expressu". Problem w tym, że owa podwładna kupiła działkę od Jacka Paszkiewicza, która to działka miała być zabezpieczeniem długu szefa NFZ.

A sam prezes Funduszu, wykorzystując swoje stanowisko, nie pozwala komornikowi wyegzekwować długu w wysokości 185 tysięcy złotych. Nie rozstrzygam, czy dla Czytelników Jacek Paszkiewicz jest wiarygodny, czy też nie. Powiem tylko, że człowiek opowiadający przed sądem niecodzienne historie zarządza rocznie budżetem 65 mld zł!