Prof. Zbigniew Lew-Starowicz

i

Autor: archiwum se.pl

Prof. Zbigniew Lew-Starowicz: Dziś homoseksualizm nie jest chorobą

2013-08-03 4:00

Prof. Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog, o szkodliwości pornografii i o seksualności Polaków:

"Super Express": - Premier Wielkiej Brytanii chce ograniczenia dostępu do pornografii w Internecie. Premier Polski nie chce takich rozwiązań. A pana opinia?

Prof. Zbigniew Lew-Starowicz: - Dla mnie jest ważne to, żeby młodzież nie miała takiego dostępu do pornografii, jaki ma dzisiaj. I tylko tyle. Co się tyczy osób dorosłych, to nikomu nic do tego, co sobie oglądają.

- Na człowieka dorosłego pornografia nie ma negatywnego wpływu?

- Gdyby trzymać się takiej kategorii, to trzeba by było ograniczyć dostęp czy wręcz zakazać picia alkoholu, palenia papierosów, jedzenia tłustego mięsa. Można stworzyć swego rodzaju koszary, w których wszyscy ludzie musieliby odżywiać się ekologicznie i spać od godziny 22 do 6 rano po to, żeby nie szkodzili swojemu zdrowiu. Ale byłby to absurd. Dlatego powtarzam: jeżeli dorosły chce oglądać pornografię, to jego sprawa - czy to mu szkodzi czy nie szkodzi - to nie powinno się go uszczęśliwiać na siłę.

- Jeżeli szkodzić można tylko w życiu dorosłym, to może zakażmy dzieciom zabawy w wojnę albo oglądania biedy, bo w biedzie zazwyczaj jest tak, że obok jest ktoś bogaty, kto na cudzej biedzie zarabia. A taki przykład jest demoralizujący.

- Bieda jest na świecie i dobrze, żeby dzieci o niej wiedziały. A te, które mają co jeść, żeby ceniły to, co mają. Natomiast pornografia ma negatywny wpływ na seksualność przyszłych kochanków i relacje między płciami.

- Co takiego pornografia robi z mózgiem?

- Nie z mózgiem. Pornografia nie uszkadza mózgu. Rzecz w przyuczeniu do pornograficznego stylu sztuki miłosnej. Czy pan by chciał, żeby pana żona czy kochanka odtwarzała z panem w łóżku pornografię? Czyli że pan się nie liczy, bo liczy się odtwarzanie tego typu treści...

- Jeżeli rzecz w stylu, to w czym problem? Miłość niejedno ma imię.

- Tak, tylko w seksie udział biorą dwie osoby.

- Lub więcej...

- Jeżeli ktoś próbuje czy praktykuje coś solo, jest to jego sprawa. Gdy mamy obok drugiego człowieka, to trzeba się z tym faktem liczyć.

- Ale czy w ten sposób nie popadamy w skrajność, że prawidłowo to jest tak jak Bolesław Wstydliwy, a reszta to coś gorszego - pornografia właśnie...

- Dorośli mogą oglądać pornografię aż do zaczadzenia mózgu i zepsucia sprzętu. Mnie chodzi o dzieci i młodzież. Czy pan jest za tym, żeby dwunastolatki meblowały mózg pornografią? Nie bardzo chce mi się w to wierzyć...

- Tu mówimy o aspekcie prawnym. A mnie interesuje aspekt fizjologiczny - czy pornografia psuje też człowieka dorosłego?

- Jeżeli ktoś jest samotny, jeżeli ktoś odczuwa osłabienie popędu, jest to dla niego afrodyzjak. A z kolei część ludzi od pornografii się uzależnia. Istnieje uzależnienie od seksu i ono najczęściej polega na uzależnieniu od pornografii. Mamy takich pacjentów i ich leczymy.

- Pozostańmy przy terapii. W swojej autobiografii - data jej oficjalnej premiery się odwleka - napisał pan, że leczył homoseksualistów prądem...

- Po pierwsze, nie było to szkodliwe dla zdrowia. Po drugie, zainteresowani sami przychodzili z prośbą, żeby ich leczyć z homoseksualizmu, bo czuli się chorzy. A poza tym była też stosowana psychoterapia. To nie było tylko tak, że wszystkich - łup! - prądem.

- Mimo wszystko brzmi to drastycznie...

- Cóż, tak to wówczas medycyna traktowała.

- Na czym dokładnie polegała ta metoda?

- Jeżeli ktoś podniecał się treścią homoseksualną w tzw. świerszczyku, no to otrzymywał przykry, bolesny bodziec elektryczny.

- Czyli coś jak tresura zwierząt cyrkowych? Np. stawianie niedźwiedzia na rozgrzanej blasze i przygrywanie mu w tym czasie po to, żeby później sama melodia wystarczyła do tego, aby zwierzę stawało na tylnych kończynach i "tańczyło", bojąc się, że podłoże zaraz zacznie parzyć...

- To dobre porównanie.

- Kiedy z tej metody zrezygnowano?

- Na początku lat siedemdziesiątych, kiedy uznano, że homoseksualizm nie jest chorobą.

- A gdyby nadal był uznawany za jednostkę chorobową? Tamta metoda była skuteczna?

- No nie, nie była skuteczna. Niektórzy nadal próbują leczyć z homoseksualizmu, co się kończy przeprosinami za to, że zastosowane metody są nieskuteczne. To nie jest choroba, więc tego się nie da leczyć.

- Jeżeli te skłonności nie są chorobą tylko immanentną cechą osób, które je wykazują, to - na zasadzie takiego widzimisię, jak chirurgiczna korekta nosa czy piersi, które też nie są chore, ale chce się je mieć większe lub mniejsze - czy istnieje jakaś choćby tylko teoretyczna możliwość zmiany orientacji seksualnej?

- Przy dzisiejszym poziomie wiedzy nie jesteśmy w stanie czegoś takiego zrobić. Może kiedyś - gdy pojawi się możliwość manipulacji w ośrodkach seksualnych w mózgu. Ale nie daj Boże dożyć takich czasów, bo np. będzie można zrobić z pana mordercę.

- Nie każdy nóż musi być sztyletem i nie każdy samolot bombowcem... Ale pozostając przy temacie orientacji seksualnej: ile w niej jest natury, a ile kultury - socjalizacji, np. wpływu takich a nie innych rówieśników, takiej a nie innej lektury? Bo tak sobie myślę jako laik, że gdyby znaczną rolę w tym warunkowaniu odgrywało doświadczenie życiowe, to człowiekowi, który uległ całkowitej amnezji, można by całkowicie na nowo ukształtować popęd. Tak czy nie?

- Orientacja seksualna ma uwarunkowania biologiczne, a nie środowiskowe. W przypadku homoseksualizmu to trwałe, biologiczne uwarunkowanie dotyczy około 1,5 proc. populacji.

- Czyli około 105 milionów osób?

- Jeżeli to jest 1,5 proc. Ziemian, to tak.

- A połowa z nich mieszka w Polsce... Tak mógłby brzmieć homofobiczny dowcip.

- To już problem ludzi z manią prześladowczą.

- Czy są jakieś narody czy środowiska, w których homoseksualiści są nadreprezentowani?

- Takich narodów nie ma. Ale wiadomo, że osoby homoseksualne lepiej się czują w środowiskach wobec nich bardzo tolerancyjnych, np. w środowisku aktorskim.

- Czy mam przez to rozumieć, że homoseksualista, który chciałby zostać kierowcą ciężarówki, dwa razy się zastanowi, czy nie lepiej jednak zostać aktorem?

- Chodzi mi o to, że homoseksualista, który jest aktorem, lepiej się czuje w swojej pracy niż homoseksualista wykonujący inny zawód.

- Gdzie jest i dokąd zmierza seksualność współczesnych Polaków? Czy jesteśmy w tej dziedzinie zieloną wyspą, czy też może trawi na kryzys?

- Zależy jak dla kogo. Ksiądz by panu odpowiedział, że to jest cywilizacja śmierci. Dwa wyrazy, które załatwiają sprawę. Dla naukowca to bardziej skomplikowane. Istnieją zjawiska pozytywne: ludzie nieśmiali, zakompleksieni, samotni, odmienni mogą łatwiej zaspokajać swoje potrzeby. Istnieją też zjawiska negatywne: uzależnienie od pornografii, wzrost zachowań pedofilskich.

- Podejście do pedofilii też może się zmienić?

- Nic na to nie wskazuje.

- Ja rozumiem, że nie można zaakceptować krzywdzenia małego człowieka - działania wbrew jego woli, rujnowania jego zdrowia, poniżania go. Ale co by pan powiedział na absolutnie sztucznie kreowaną pornografię dziecięcą - tzn. na dzieci nieistniejące, wygenerowane wyłącznie w komputerze z zer i jedynek?

- Nowe środki przekazu, jak np. wirtualny seks, będą stwarzać nowe problemy i większe zagrożenia. Każda forma pedofilskiej pornografii jest niedopuszczalna.

- Ale skoro orientacji seksualnej nie można zmienić, to czy nie byłoby czymś pozytywnym, gdyby realnie istniejący bodziec, tzn. prawdziwe dziecko, zastąpić pedofilowi wirtualnym surogatem?

- Czy pan mnie podpuszcza? Moja odpowiedź jest negatywna. Przecież od pornografii przechodzi się do realu.

Prof. Zbigniew Lew-Starowicz

Prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego