Prof. Antony Beevor

i

Autor: ARCHIWUM

Prof. Antony Beevor: Nie zhańbiliście się kolaboracją z Hitlerem

2013-02-25 3:00

Najwybitniejszy żyjący historyk drugiej wojny światowej podziwia postawę Polaków

"Super Express": - Powiedział pan, że przed wybuchem II wojny światowej politycy nie mówili ludziom prawdy o tym, jak duże jest zagrożenie. I że dziś czynią to samo...

Prof. Antony Beevor: - Historia się nie powtarza, nie będzie kolejnej takiej wojny. Politycy nie mówią jednak o tym, że będą takie części UE, np. w Grecji, w których poziom życia będzie porównywalny z Trzecim Światem. Niekiedy wymsknie się to ekonomistom, ale nie komuś, kto walczy o przeżycie między wyborami.

- II wojna światowa to wynik takich kłamstw?

- Mówi się o wojnie prewencyjnej, ale w tamtych latach nie była możliwa. Pacyfizm tamtych czasów jest dziś nie do wyobrażenia. We francuskim parlamencie nawet nie używano słowa "wojna", ale "sytuacja". W czasie Monachium Churchill uważany był w Londynie za opętanego wojną militarystę, zaś Chamberlain w starciu z Hitlerem... To było coś gorszego niż naiwność. Tyle że to był nie tylko wyraz jego osobowości, ale tamtych czasów.

- Bada pan tę wojnę od lat. Potrafi coś pana jeszcze zaskoczyć?

- Oczywiście. Choćby "operacja Mars", w której Stalin na chłodno poświęcił życie ćwierć miliona własnych ludzi. Najbardziej szokujący był jednak "zorganizowany kanibalizm". Japończycy trzymali aliantów w obozach w czymś w rodzaju klatek.

- Zjadali ich?

- Tak! Hodowali ich dla mięsa. Wybierali zwłaszcza żołnierzy z Indii. Było to tak szokujące, że po wojnie tuszowano to nawet podczas procesów zbrodniarzy. Szokujące były też te "brudne układy"...

- Wykorzystanie niemieckich naukowców i ich wiedzę o broni atomowej?

- Nie tylko. Generał McArthur zgodził się np. uwolnić japońskiego odpowiednika dr. Mengele w zamian za wiedzę uzyskaną podczas doświadczeń na ludziach. W Europie lubi się przedstawiać wynik wojny jako "dobre zwycięstwo", ale nie wszystko było tak moralne, jakbyśmy chcieli.

- Użycie broni atomowej w Hiroshimie było czymś takim? Niektórzy uważają, że to było zbędne okrucieństwo.

- To akurat nie. Większość historyków uważa dziś, że użycie broni atomowej paradoksalnie uratowało nie tylko setki tysięcy aliantów, ale może nawet 2 do 8 mln Japończyków.

- Japończykami chyba przejmowano się mniej...

- To prawda. W armii japońskiej hańbą było poddanie się i trafienie do niewoli. Formowano też oddziały złożone z cywilnej ludności, którą rzucano do walki z kijami bambusowymi i obwieszoną materiałami wybuchowymi do samobójczych ataków. Większość z tych kilku milionów japońskich ofiar wynikałaby jednak z klęski głodu, która już się zaczynała.

- Swoją książkę zaczyna pan jednak od dziwnej historii...

- Mój ojciec opowiadał mi, że jego żołnierze po inwazji na Normandię wzięli do niewoli Azjatę w mundurze Wehrmachtu. Myśleli, że to Japończyk, ale tłumacz nie mógł się z nim dogadać. Dopiero jeden z księży rozpoznał koreański. Zapamiętałem jego historię na całe życie.

- I odnalazł go pan?

- Zmarł w 1992 r. Jako 18-latka Japończycy wcielili go do swojej armii. W 1939 r. dostał się do niewoli rosyjskiej. Rosjanie wcielili go do Armii Czerwonej i posłali na front. W 1943 r. jako rosyjskiego jeńca wzięli go do niewoli Niemcy. I po roku wcielili do swojej armii, skąd trafił do niewoli aliantów. Potem wyjechał do USA. Okrążył całą kulę ziemską w mundurach kilku armii. Jego historia pokazuje, jak bezradny w kierowaniu swoim losem jest człowiek w obliczu historycznej nawałnicy.

- Losy wojny zmieniła klęska pod Stalingradem. Rosjanie do dziś się tym szczycą. Na ile byłoby to jednak możliwe bez pomocy aliantów?

- Byłoby to niemożliwe. Nieprzypadkowo w ZSRR zniszczono zdjęcia z rosyjskiego frontu, np. z wkroczenia do Polski. Rosjanie wjeżdżali tu na dodge'ach czy studebackerach. Do tego nie mniej ważna była pomoc żywnościowa, która zapobiegła klęsce głodu. Rosyjscy historycy nie chcą tego przyznawać. Czasami pojawią się anegdoty o "tuszonkach", które w istocie są znaną z Anglii mielonką. Zachód miał jednak poczucie winy za liczbę ofiar po stronie sowieckiej, więc niespecjalnie to podkreślał.

- Pański opis masowych gwałtów dokonanych przez Armię Czerwoną na terenach, na które wkroczyli, wywołał ogromny sprzeciw w Rosji.

- Ogromny, choć opierał się na materiałach z ich własnych archiwów. Niesubordynacja zdarzała się i wśród żołnierzy zachodnich, ale to, co wyprawiała Armia Czerwona, przekracza wyobrażenie. Byli niemal bez kontroli, gwałcili Niemki, ale też uwolnione Rosjanki i Ukrainki, Polki. Rosjanie odrzucają tę prawdę, podobnie jak i pomoc z land-lease z prostego powodu. Zwycięstwo w 1945 roku to właściwie jedyna rzecz z czasów ZSRR, z której mogą być dumni jako naród.

- W książce z dużą sympatią odnosi się pan do Polski...

- Polska była jednym z nielicznych krajów, gdzie kolaboracja z Hitlerem była zjawiskiem niemal nieznanym. Kiedy porównamy to do innych... Pomimo konsekwentnej walki po wojnie stała się sowiecką kolonią. Tu jest tak wiele szokujących aspektów. Sami w 1939 roku, przemilczanie Katynia czy Teheran... To wstyd dla aliantów, ale powiedzmy, że wielu polityków postąpiłoby podobnie. Były jednak rzeczy symbolicznie żenujące, jak odmówienie Polakom udziału w paradzie zwycięstwa w Londynie. Tego się nie da uzasadnić taktyką.

Prof. Antony Beevor

Brytyjski historyk, autor książki "II wojna światowa"