Dla Polski ważniejsze niż wynik jest tło wyborów. Jaką siłę będą miały społeczne protesty tych, którzy nie zgadzają się z obecnym kształtem Rosji? Nie chodzi już nawet łamanie demokratycznych swobód i wolności, gigantyczne nierówności czy złodziejstwo. Chodzi o system oparty na dobrej woli jednego człowieka i wahaniach cen surowców, a nie na normalnych instytucjach państwa.
Putinizm nie jest dla Polski groźny ze względu na potencjał militarny Rosji, pajacowanie z manewrami wojskowymi i mocarstwowe miny. Helmut Schmidt, wieloletni kanclerz i szef dyplomacji RFN, stwierdził w latach 90., że Rosja to "Gambia z rakietami". Dziś Rosja ma się nieco lepiej, ale diagnoza Schmidta wciąż pozostaje aktualna. Niebezpieczeństwo Rosji Putina polega na jej nieprzewidywalności.
To chichot dziejów, gdyż Putin był postrzegany przez Zachód jako gwarant stabilizacji upadłego imperium. Przymykano więc oko niemal na wszystkie przekręty "szczerego demokraty" z Kremla. Rzecz w tym, że ta stabilizacja to pozory. Putin stworzył system, w którym trudno o odpowiedź na podstawowe pytanie: co się stanie z Rosją, gdy Jego zabraknie? Co się stanie z gospodarką, pensjami i emeryturami, gdy ceny gazu i ropy spadną poniżej pewnego progu?
Odpowiedź na to pytanie odwleczono o kilka lat, do kolejnych wyborów. Chyba że wypali "czynnik społeczny", który chciałby Rosji normalnej, a nie wiszącej na klamce jednego człowieka i jego ludzi, nazywanych już tam powszechnie Partią Żulików i Złodziei.