Ostatnie tygodnie przed tragicznym wieczorem w Gdańsku matka Stefana W. pamięta dość dobrze. - Osiem dni przed wyjściem syna z więzienia poszłam na policję i ostrzegłam, że Stefan może zrobić coś nieobliczalnego (…) uważałam, że nie powinien wychodzić, albo ktoś powinien go obserwować. Usłyszałam, że nie ma podstaw – relacjonuje Pani Jolanta w wywiadzie dla „Dużego Formatu”. - Skoro mój syn został wypuszczony, nie wińcie mnie, ani moich dzieci! - apeluje.
Matka Stefana W. przyznaje, że zarówno ona, jak i jej pozostałe dzieci ponoszą konsekwencje tego, co zrobił syn. - Boją się napaści, podpalenia domu, a to są normalni, dorośli ludzie… - podkreśla.
Pani Jolanta wspomina także ostatnie, listopadowe spotkanie z synem w więzieniu. - Mówił, że wydarzyła mu się krzywda i że zrobi coś spektakularnego. Wystraszyłam się (…) Miał status więźnia niebezpiecznego, ale pozwolono byśmy mu przynieśli mały telewizor. Pewnego dnia powiedział mi, że z tego telewizora wychodzą głowy…
Matka Stefana W. przyznaje jednak, że mimo morderstwa, którego dopuścił się jej syn, nigdy się go nie wyrzeknie. - Jako matka wciąż go kocham. Tylko rozpaczam, że zrobił coś strasznego, skrzywdził tyle osób (…) ale skrzywdził także nas – przekonuje. - Urodziłam syna, który zabił człowieka i muszę z tym żyć. Ale nigdy się go nie wyrzeknę. Będę z tym cierpieniem do końca życia, choć straciłam go na zawsze (…) Tak bardzo chciałabym cofnąć czas… przepraszam wszystkich – podsumowuje matka Stefana W.