"Super Express": - Ukazała się książka w formie wywiadu rzeki z księdzem "Chodzi mi tylko o prawdę". Będzie afera?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Oczekuję, że będzie dyskusja, a nie afera. To próba analizy tego, co dzieje się w Kościele od 7 lat, po śmierci Jana Pawła II. Oczywiście będę atakowany, ale też spodziewam się książek innych osób na te tematy.
- Przy okazji książki "Księża wobec bezpieki" grożono już księdzu wyrzuceniem z Kościoła...
- Tak, ale straszono mnie też procesami. Opisałem 140 przypadków i ani jedna osoba nie podała mnie do sądu. To nieprzyjemne, ale strachy na Lachy. Wielu rozumie, że takie publikacje mają służyć Kościołowi, pomagać mu.
- Podczas prac nad poprzednią książką kard. Dziwisz miał prosić, by nie opisywać przypadków homoseksualizmu księży. To prawda?
- Prosił, by nie pisać o konkretnych przypadkach. I dostosowałem się. Tam ważniejsze było zjawisko, a raczej powody współpracy księży z SB. W nowej książce też nie podaję nazwisk, ale piszę o różnych przypadkach. Nikt nie wie, gdzie są diecezje, które opisuję. I uważam, że trzeba opisać prawdę w sprawie homoseksualizmu w Kościele. Lepiej, gdy zajmie się tym problemem Kościół teraz niż za kilka lat dziennikarze. Mam nadzieję, że będzie lepiej niż z lustracją, która w Kościele została tak rozmyta, że kwestią czasu jest pojawianie się jakichś kolejnych teczek.
- Polski Kościół ma problem z mówieniem prawdy?
- Kościół, ale także Polska w ogóle. Kościół ma jednak pewną siłę moralną i powinien dawać przykład. Tymczasem w przypadku książki o lustracji dyskusji przecież nie było. Ze strony władz kościelnych były zakazy, nakazy. Dwukrotnie kard. Dziwisz nałożył mi nakaz milczenia, dwukrotnie się z tego wycofywano. Minęło 5 lat i może już dojrzeliśmy, by stosować inne metody.
- Nie boi się ksiądz, że w końcu ten nakaz milczenia będzie na stałe?
- Podawanie w wątpliwość tego, czy duchowny może wyrażać swoje opinie, jest błędem. Moja książka jest zresztą napisana w sposób łagodny. Nad nikim się nie pastwię.
- Zdania o trzęsącej Kościołem "mafii homoseksualnej" i "lobby homoseksualnym w Watykanie" są jednak dość mocne...
- Mocne, ale unikam identyfikowania osób. Mówię o zjawisku. Prywatnie o tym się rozmawia. Tylko oficjalnie temat nie istnieje. Zgodnie z panującą zasadą niedotykania pewnych spraw. Ale to się mści po latach. Zwróćmy uwagę, kto powiedział Janowi Pawłowi II o aferze abp. Juliusza Paetza?
- Kto?
- Osoba świecka, Wanda Połtawska! Nie był to nuncjusz papieski, a obecnie prymas Józef Kowalczyk ani inni hierarchowie. To ona przełamała te wszystkie bariery i blokady w Watykanie i przekazała list bezpośrednio Ojcu Świętemu. Z przykrością stwierdzam, że to wina nuncjusza papieskiego arcybiskupa Kowalczyka, który jako ambasador Watykanu powinien być uchem i okiem papieża i reagować.
- Te bariery i blokady wokół papieża to ta "mafia homoseksualna"?
- To zarówno problem lobby homoseksualnego, jak i generalnego problemu mierzenia się z trudnymi tematami. Sprawę zamiatano pod dywan, a Watykan wysłał komisję do Poznania dopiero po liście. Wiele spraw można by rozwiązać w zarodku, ale są wyciszane. Gdy ktoś o trudnych sprawach zaczyna mówić, to klasyfikuje się go jako wroga Kościoła, ukrytego masona.
- Watykan wypowiada się o homoseksualizmie ostro i jednoznacznie.
- Z jednej strony tak. Z drugiej każdy, kto studiował w Rzymie, zetknął się z tym lobby. Widział pewne rzeczy bądź był przed nim ostrzegany przez wykładowców. I to lobby ma wpływ na różne decyzje, także personalne.
- Papież mógł być otoczony przez ludzi, którzy nie dopuszczali do niego niewygodnych informacji?
- Myślę, że nie było tak, że papież coś wiedział np. o sprawie abp. Paetza i to bagatelizował. Byłem świadkiem, że kiedy się dowiadywał, to reagował bardzo szybko. Kiedy byłem w Rzymie na kursie, w 2002 roku, wezwał amerykańskich kardynałów i bardzo ostro, nawet gniewnie, instruował ich, by otwarcie załatwili sprawę.
- Pedofilia to duży problem w Kościele?
- Ilościowo znikomy. Duże problemy biorą się z ukrywania tego znikomego procentu i krzywd.
- Wspomina ksiądz w książce, że są jednak biskupi, którzy radzą sobie z lobby homoseksualnym.
- Biskupi młodszego pokolenia jak bp Libera czy abp Nycz nie boją się trudnych tematów. Nie załatwiają sprawy przenosinami z parafii do parafii czy za granicę. Niestety, wielu po latach PRL ma przyzwyczajenie, że Kościoła trzeba bronić. Bronią więc go także w sprawach, w których nie powinni.
- Określenie "mafia homoseksualna" sugeruje, że jest to w Kościele zjawisko dość częste i silne.
- Myślę, że problem homoseksualizmu pojawia się w Kościele dość często. Środowisko, w którym są sami mężczyźni zobowiązani do celibatu... W naturalny sposób lgną do niego mężczyźni o skłonnościach homoseksualnych. Nie chodzi mi jednak o ich skłonności. Duchowny powinien dawać przykład walki także ze swoimi słabościami. Zwróćmy uwagę, że nie brakowało ludzi, którzy uważali, że abp Paetz w ogóle nie powinien rezygnować ze stanowiska i bronić się do końca!
- W książce mówi pan, że lobby homoseksualne niszczy tych, którzy staną na jego drodze.
- Ksiądz Tomasz Węcławski przeciwstawił się abp. Paetzowi i musiał odejść z kapłaństwa, a nawet z Kościoła. Znam jeszcze dwa przypadki niszczenia, a przed naszą rozmową miałem telefon od księdza, który także się z tym zetknął. Większość duchownych ma dobre podejście do tych spraw i uważa, że trzeba być uczciwym. W grupie 30 tys. księży zawsze będą trudne sprawy, ale nie można się bać ich rozwiązać.
- Inna kwestia to upolitycznienie kurii w Krakowie. Naprawdę dobre miejsca do Sejmu z PO gwarantowały kontakty z ks. Rasiem?
- Do niedawna była bardzo upolityczniona. Dopóki ks. Raś, brat szefa struktur PO i obozu władzy posła Rasia, był sekretarzem kard. Dziwisza, ten wpływ był znaczny. Z list PO startowali bratanica i kuzyn kardynała. Sam nie ukrywał swoich sympatii. Kolejni biskupi krakowscy przed kard. Dziwiszem uciekali przed tym. Niedawne odwołanie sekretarza, ks. Rasia, jest krokiem w dobrym kierunku.
- Każdy ma swoje sympatie polityczne. Wielu sympatyzuje z PiS, kard. Dziwiszowi wolno z PO.
- Oczywiście, że wolno. Ja swoich sympatii i poparcia też nie ukrywałem - zarówno w PRL, jak i dziś. Ale biskupi powinni się raczej wystrzegać takich bezpośrednich związków.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Opozycjonista w latach PRL