Lars Spannagel: Ostre reakcje nie wystarczą

2011-05-11 4:00

O problemach z przemocą na stadionach i metodach walki z nią mówią niemiecki publicysta sportowy Lars Spannagel i posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska

"Super Express": - W oczach Polaków Niemcy uchodzą za państwo bezwzględnego egzekwowania przepisów. Jak wygląda to na stadionach?

Lars Spannagel: - W przeszłości nie wyglądało to najlepiej. Dziś, po latach przeciwdziałania tym problemom, istnienie zorganizowanych grup chuliganów nie jest już powszechnym problemem. Sytuacja, w której ludzie skupiają się w grupach, które idą na mecz po to, by wywołać zadymy bądź nawet umawiają się na tzw. ustawki, jest sporadyczna. Udało się to osiągnąć przede wszystkim dzięki współpracy klubów między sobą, jak i z władzami. Kilka lat temu zmieniła się ich polityka i sami właściciele wprowadzili program znany jako "fan projekt".

- Problem istniał, więc zdarzyło się coś, co go zakończyło...

- Nie było tu jakiejś jednej decyzji bądź wydarzenia. Sygnałem do zmian stała się sytuacja, w której podczas mistrzostw świata we Francji Davide Nivelle, miejscowy policjant z Lens, został niemal pobity na śmierć przez niemieckich chuliganów w szalikach naszej reprezentacji. Wówczas wszyscy zdali sobie sprawę, że potrzeba czegoś więcej niż ostrych reakcji na poszczególne bójki i zadymy.

- Czegoś więcej, czyli?

- Niemieckie doświadczenia pokazują, że samo zamykanie stadionów i ostre reakcje zdecydowanie nie wystarczą. "Fan projekt", o którym wspominałem, oznaczał także współpracę klubów i federacji z pracownikami socjalnymi, streetworkerami, osobistościami ze świata piłki nożnej i policją. Policjanci wiedzą, na kogo zwracać uwagę, kogo powinno się wyjąć z tłumu, jeżeli się w nim pojawi. Agresja na stadionach i samoorganizacja pseudokibiców to jednak problem o głębszych korzeniach, bardziej skomplikowany niż kilku prowodyrów, których można wyłapać i zakazać wstępu. Bez zrozumienia podstaw tej agresji do niczego trwałego się nie dojdzie.

Przeczytaj koniecznie: Obława na kiboli: 21 pseudokibiców z Warszawy i Poznania zatrzymanych przez policj

- Czy w przypadku szalikowców widać różnice między grupami z zachodu i byłej NRD?

- Ta różnica po tylu latach od zjednoczenia nie jest już tak wielka. Powiedziałbym, że problem dotyczy raczej różnicy między Bundesligą a niższymi klasami rozgrywek. Tam kwestie bezpieczeństwa nie są aż tak przestrzegane. Kiedy zbiega się to z sytuacją, w której mamy klub o bardzo dużej bazie kibiców, jak Dynamo Drezno, który gra dziś w trzeciej lidze, może dochodzić do problemów.

- Nie tak dawno doszło do zamieszek z udziałem kibiców FC St Pauli i Hansy Rostock. Problem co jakiś czas się odradza?

- Od dwóch lat pojawiają się głosy, że problem się odradza, ale to nie do końca prawda. Skala jest już znacznie mniejsza, dotycząca tylko drobnych grup tzw. ultrasów. W każdym klubie znajdzie się drobna grupa mająca ambicje dominować nad resztą, ale bez wtrącania się w sprawy kibicowskie klubów. Jest to jednak grupa nieliczna. Jej średnia wieku jest też znacznie niższa niż kiedyś. Dziś są w stanie zaistnieć tylko raz na jakiś czas.

- Jak w przypadku minionego weekendu?

- W tym przypadku był to raczej wybuch frustracji niż przykład na odradzanie się problemu. Wtargnięcie kibiców na boisko po meczu Eintrachtu Frankfurt i FC Koeln nie było jednak zaplanowaną zadymą, ale wynikiem frustracji części kibiców i "ultrasów". Porażka u siebie 0: 2 oznaczała spadek do drugiej ligi dużego i zasłużonego klubu i emocje ich poniosły. Policja bardzo szybko i skutecznie sobie z tym poradziła. Nie przerodziło się to w jakieś większe burdy.

- Co grozi kibicom, którzy wtargnęli na boisko po tym spotkaniu?

- Szybko egzekwowana grzywna i zakaz stadionowy, o ile nie doszło do bójek, pobicia bądź ataku na policjanta. Wtedy sprawa jest poważniejsza i kończy się procesem w sądzie. Kluby organizujące mecz muszą zaś w takiej sytuacji płacić kary bądź nawet rozgrywać część spotkań bez publiczności.

- W Polsce mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której do zamieszek doszło po meczu na neutralnym terenie. Zamknięciem stadionów ukarano kluby, których kibice rozrabiali. Jak wyglądałoby to w Niemczech?

- Ukarany byłby na pewno organizator meczu. Ukaranie klubów byłoby zapewne możliwe, gdyby doszło do jakiegoś zorganizowanego wyjazdu kibiców któregoś z nich.

Lars Spannagel

Publicysta "Der Tagesspiegel"