"Super Express": - Jak pani zdaniem Kościół radzi sobie z tzw. trudnymi sprawami?
Józefa Hennelowa: - O, to jest temat rzeka i nie da się tego opowiedzieć w kilku słowach. Uważam Kościół za najważniejszą rzecz, dla jakiej żyję. Zarazem ten Kościół często mnie porusza i boli swoimi zachowaniami. Zamierzam wydać o tym książkę i to byłaby rozmowa na wiele godzin...
- W ostatnich latach zwraca się jednak szczególną uwagę na kilka spraw, jak problem tuszowania pedofilii, braku lustracji w Kościele. Teraz głos ks. Isakowicza-Zaleskiego o lobby homoseksualnym...
- Problem nieradzenia sobie z problemami nie jest nowy. Kościół to ludzie. I odkąd Kościół powstał 2000 lat temu, zawsze sobie nie radził. Zawsze był z jednej strony niezrozumiany bądź odrzucany, a z drugiej zdany na słabość ludzi, którzy go tworzyli. To tylko nowy rozdział w tej samej sprawie. I ksiądz Isakowicz-Zaleski niczego nowego tu nie odkrywa.
- Jako pierwszy mówi o problemie wpływów lobby homoseksualnego w Kościele, a nawet niszczeniu przez nie ludzi.
- Wiele kwestii, którymi się zajmował, było przez niego traktowanych jednak zbyt gorączkowo. Podchodził do nich zbyt sensacyjnie. Choć nie czytałam jeszcze tej nowej książki i nie chcę niesprawiedliwie traktować tej sprawy. Bardzo często zwraca się uwagę na marginalne sprawy, choćby w jednostkowym wymiarze były poważne. To nie są największe zmartwienia, gdy pomyślimy, co się dzieje dziś z Europą, światem i naszym odniesieniem do Boga. Nie widziałam też, żeby ktoś zauważył choćby Zjazd Gnieźnieński...
- Media zauważyły głównie to, że pojawił się na nim abp Paetz, kojarzony z aferą...
- Właśnie, nawet media uważające się za poważne wolały w tej kwestii gonić za krzykliwym tytułem. Także publicyści. Żaden dziennikarz nie zająknął się o znaczeniu zjazdu, choć było to zderzenie umysłów, indywidualności i jednak dość poważnego dorobku ludzi godnych uwagi. A to tylko jeden przykład. Podobnie podeszło się do wyboru prezydenta Niemiec...
- Tu część mediów poświęciła mu sporo uwagi. Narzekali, że uczciwy, ale lustrator.
- Właśnie. Sprowadza się go do roli zwolennika lustracji. A przecież to człowiek głęboko religijny, poświęcający się przez lata duszpasterstwu. Pastor o głębokich przemyśleniach na temat kierunku, w którym zmierza Europa. Nikt nie zwraca też uwagi, że w Polsce dyskutujemy o miejscu religii, o jej usunięciu z przestrzeni publicznej. A Niemcy, kraj demokratyczny i cywilizowany, wybierają sobie na prezydenta byłego pastora, czyli protestanckiego księdza. I to bardzo znaczące wydarzenie jest u nas niespecjalnie zauważane.
- Czy to, że zwracamy uwagę na problem lobby homoseksualnego w Kościele, a nie zwracamy na inne sprawy, to wyłącznie wina dziennikarzy? Może jednak zamiatania pod dywan wielu spraw...
- Wina jest po różnych stronach. Władza moich kolegów dziennikarzy, którzy nastawieni są na sensacyjną stronę, wydaje mi się dziś większa niż kiedykolwiek. Wielu z nich w pogoni za doraźną sensacją nie chce dostrzegać, że niezależnie od błędów i problemów Kościoła, jest on wciąż potrzebny. Tyle że od śmierci Jana Pawła II osierocony. Wciąż jesteśmy po okresie, w którym czuliśmy się wszyscy pewni i nagle kogoś nam zabrakło. Właśnie papieża, na którego zrzucaliśmy absolutnie wszystko. Tak, to sieroca reakcja ludzi, którzy nie potrafią sobie z tym poradzić.
Józefa Hennelowa
Publicystka "Tygodnika Powszechnego" od 1948 roku