- "Super Express": - Mamy raport NIK dotyczący lotów VIP-ów i ich bezpieczeństwa. Wygląda na to, że smoleńska śmierć niemal 100 osób i lata narzekań niewiele zmieniły?
Leszek Jezierski: - I tak, i nie. Wciąż nie ma spójnego systemu procedur, który gwarantowałby bezpieczne loty VIP-ów. Nie ma podmiotu, który odpowiadałby za egzekwowanie wszystkich elementów niezbędnych do przeprowadzenia bezpiecznej wizyty. Podczas kontroli niektórzy z kontrolowanych szybko poprawiali jednak braki w procedurach i organizacji przedsięwzięć. Tak było np. w wypadku BOR i MSZ.
- Kto jest winien temu, że wciąż nie ma tego systemu?
- Z kontroli wynika, że kolejne rządy i parlamenty, gdyż do stworzenia spójnego systemu nie wystarczą porozumienia między kancelariami. To prowizorka. Trzeba odpowiedzieć sobie, jak ma wyglądać organizacja bezpiecznych wizyt najważniejszych osób w państwie. Kto ma za to odpowiadać? Jakie ma wypełniać zadania? Trzeba stworzyć jasną koncepcję i zapisać ją w akcie prawnym, najlepiej rangi ustawy. W wizyty VIP-ów zaangażowanych jest wiele podmiotów.
- Po katastrofie wielu polityków mówiło "państwo się sprawdziło". Raport NIK pokazuje, że sprawdziło się głównie w organizowaniu pogrzebów ofiar, ale nie za bardzo w zapobieganiu katastrofom.
- Niestety, nie ma wciąż systemu procedur, który minimalizowałby ryzyko takich katastrof w przyszłości. Raport udowadnia, że w myśl polskich przepisów lot prezydenta z zamiarem lądowania w Smoleńsku nie miał prawa się odbyć. Podobnie jak lot premiera trzy dni wcześniej. Lotnisko Smoleńsk nie figurowało bowiem w rejestrach lotnisk, czyli było lotniskiem nieczynnym. Nasze prawo nie zna pojęcia lotnisk tymczasowo czynnych. To rodzi konsekwencje. Np. dla takich lotnisk nie ma prognoz pogody. 10 kwietnia 2010 roku pilot wyleciał bez takiej prognozy.
- Kto jest winien, że do lotu doszło?
- Te przepisy obowiązywały w Ministerstwie Obrony Narodowej. Indywidualną odpowiedzialność ustali prokuratura, której przekazujemy wszystkie nasze materiały. Z roku na rok pogarszała się też sytuacja w 36. specjalnym pułku... Zaczynało brakować pilotów. Lepsi i doświadczeni odchodzili, młodsi mieli ograniczone możliwości szkolenia. Żeby móc obsługiwać loty VIP-ów, musieli rezygnować ze szkoleń! W skrajnych przypadkach wręcz fałszowali księgi lotów, by móc utrzymać swoje uprawnienia do latania w warunkach trudnych. To było poniekąd wymuszone, choć oczywiście fałszerstw nie usprawiedliwia. Doszło do tego, że bez tych fałszerstw niektóre loty VIP-ów nie mogłyby się odbyć. Do tego sprzęt w coraz gorszym stanie. Kolejni ministrowie w MON mieli tego świadomość, ale nie udało im się wyeliminować skutecznie tych nieprawidłowości.
- Z raportu wynika, że najgorzej wypadły BOR i Kancelaria Premiera.
- Stawialiśmy sobie w NIK pytanie o hierarchizację tej winy. Uznaliśmy, że w sumie nie funkcjonowało wszystko jako system. Dlatego nie wskazujemy na to, kto był bardziej, a kto mniej winien. Wina za błędy i niedociągnięcia występuje nie tylko w pułku czy MON, ale także Kancelarii Premiera, MSZ, BOR, MSWiA. Wszystkie instytucje oceniliśmy negatywnie. Choć niektóre ich procedury czy przedsięwzięcia, np. w MSZ, oceniliśmy pozytywnie. Podczas kontroli było też widać, że każda z instytucji próbowała zrzucić winę na kogoś innego, podkreślając swój wąski zakres odpowiedzialności.
- Wąski zakres nie przeszkadzał jednak Kancelarii Premiera pod wodzą ministra Tomasza Arabskiego odmówić samolotu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu...
- Rzeczywiście z kontroli wynika, że szef KPRM nie był konsekwentny. Z jednej strony chciał być jedynie pośrednikiem, a z drugiej wkraczał w uprawnienia władcze, odmawiając samolotu prezydentowi. Kolejni szefowie KPRM udzielali też zgody na loty osobom nieuprawnionym. To też świadczy o tym, że szefowie KPRM pełnili faktycznie rolę koordynatorów tych wizyt.
- Poprzedni szefowie KPRM nie odmawiali jednak prezydentowi Kwaśniewskiemu samolotu, tak jak minister Arabski i premier Tusk odmówili Lechowi Kaczyńskiemu. Twierdzili, że samolot jest zajęty...
- Tę odmowę NIK uznała za bezzasadną. Pułk miał możliwość wykonania tego lotu. Podkreślmy jednak, że nierzetelnie działali wszyscy szefowie Kancelarii Premiera z lat 2005-2011. W wielu wypadkach nie wypełniali zadań, do których się zobowiązali.
- Wkroczeniu kontrolerów NIK do Kancelarii Premiera i MON towarzyszyła awantura. Protestowali ministrowie Klich i Arabski...
- Niewątpliwie była to trudna kontrola. Przy czym MON nie zgłosiło później zastrzeżeń. Kontrole mimo różnic zdań zakończyły się zgodnie z planem. Kancelaria Premiera kwestionowała niektóre poczynania kontrolerów. Myślę, że zdołaliśmy sobie wszystko wyjaśnić podczas posiedzenia komisji sejmowej. Kolegium NIK, w którym zasiadają powołani przez poprzednich dwóch marszałków Sejmu, Komorowskiego i Schetynę, odrzuciło większość merytorycznych zastrzeżeń Kancelarii Premiera.
- Pytam o awanturę, gdyż NIK przymierza się do kontroli na kolei...
- Kontrolę infrastruktury kolejowej od dawna planowaliśmy na kwiecień. Sejm wiedział o niej już w grudniu. A jeżeli PKP wniosą w przyszłości zastrzeżenia? No cóż, to ich prawo.
- Kiedy ostatnio kontrolowaliście PKP, okazało się, że kolej traci zamiast zarabiać na wynajmowanych nieruchomościach! I ta państwowa spółka chciała zablokować publikację części raportu o swoich interesach z jednym z milionerów...
- PKP chciały zablokować nie tyle publikację danych osobowych, ile opis i ocenę transakcji. Na szczęście sąd wyż-szej instancji uchylił to zabezpieczenie. Spółka Skarbu Państwa nie może cenzurować naszych raportów. Powinna dbać o swoją transparentność.
Jacek Jezierski
Prezes Najwyższej Izby Kontroli