"Super Express": - Czy to, co się stało w piątek w telewizji publicznej, jest dobrym rozwiązaniem?
Iwona Śledzińska-Katarasińska: - W ogóle w telewizji publicznej dzieje się bardzo źle, więc dopóki definitywnie nie przetnie się systemu wyłaniania władzy, to nie będzie dobrze w telewizji. W tym sensie wydarzenie z ubiegłego piątku niewiele dobrego przyniosło. Ja twierdzę, że odpowiedzialność za stan telewizji ponosi cała rada nadzorcza i cały zarząd. Aczkolwiek ani pana Bogusława Szwedy, ani pana Romualda Orła, ani pana Przemysława Tejkowskiego nie żałuję, bo nie ulega wątpliwości, że nagrabili sobie.
- Czym?
- Znam dobrze reżimowe media i muszę powiedzieć, że historie z TVP, o których słyszałam, przerażają mnie.
- Co panią tak przeraża?
- To, że w procesie restrukturyzacji próbuje się wyrzucić wszystkich pracowników twórczych. To, że dziennikarze nie mają nic do powiedzenia - programem rządzą tzw. producenci. Zresztą większość programów tworzą producenci zewnętrzni. Specjalnie nie podnoszę wątków politycznych, które tak chętnie się eksponuje. To oddzielna sprawa. Stąd piątkowe rozwiązanie traktuję jako całkowicie połowiczne i bardzo, bardzo tymczasowe.
Iwona Śledzińska-Katarasińska
Szefowa Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu