To po tekstach "Super Expressu" pokazujących Kiszczaka hasającego z psem na swojej mazurskiej daczy, IPN zwrócił się do sądu o ponowne przeprowadzenie badań byłego szefa bezpieki. Ten jednak za pierwszym razem uniknął wyjazdu do Gdańska z powodu usprawiedliwienia, jakie napisał wraz z żoną Marią (80 l.).
Dlatego na początku listopada sąd wydał kolejną decyzję: przymusowe doprowadzenie go w grudniu na badania do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. I tym razem Kiszczak musiał się podporządkować. Nie uciekał, nie zasłaniał się, tylko wczoraj z samego rana w asyście lekarzy i policji został wyprowadzony ze swojego mieszkania na Mokotowie i przewieziony karetką do Gdańska.
Byłego szefa MSW próbował jeszcze ratować jego adwokat, ale wczoraj sąd oddalił zażalenie na decyzję o przymusowych badaniach.
Zobacz też: Wszystkie choroby Czesława Kiszczaka. Na co CHOROWAŁ? ZOBACZ na SE.pl!
Tymczasem, jak się dowiedzieliśmy, Czesław Kiszczak trafił do kliniki otolaryngologii. Ma osobną salę i przez cały czas pilnuje go ochrona. Towarzyszy mu też jego żona.
Same badania mają potrwać do piątku, a przeprowadzi je zespół jedenastu biegłych. To od ich opinii zależy, czy były szef MSW stanie przed sądem i odpowie za zbrodnie stanu wojennego.
- Mam wielką nadzieję, że w końcu jesteśmy na dobrej drodze do osądzenia zbrodni Czesława Kiszczaka. Cieszę się, że pan Kiszczak wreszcie udał się na badania, ale to wymagało aż asysty policji. Do tej pory wodził on za nos wymiar sprawiedliwości. Na szczęście to się skończyło - komentuje nam prokurator Bogusław Czerwiński z IPN.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail