Express Biedrzyckiej

Biedroń gorzko po wyborach: Rząd za mało dowozi w sprawach kobiet

2024-04-08 13:58

Robert Biedroń, europoseł, współprzewodniczący Nowej Lewicy, w "Expressie Biedrzyckiej" podsumował wybory samorządowe i mówi, z czego wynika demobilizacja w wyborach: - Z tego, że za mało jest konkretów jeśli chodzi o to co, kolokwialnie mówiąc, dowozi rząd. Rozczarowanie tym, że po 15. października nie udało się załatwić kwestii związanych np. przerywaniem ciąży czy brakiem mieszkań…

Super Express: Ogólnokrajowe wyniki Lewicy świadczą o tym, że wyborcy dali wam żółtą kartkę? Czerwoną? Złapaliście potężną zadyszkę?

Robert Biedroń: Na pewno dostaliśmy moment na przemyślenie tego jaką strategię wybieramy i w jakim kierunku powinniśmy. To na pewno będzie brane pod uwagę, bo wynik do sejmików nie jest zadowalający. Ale już wyniki w miastach, gminach, radach miasta jest całkiem niezły. W wielu miastach nasze kandydatki i kandydaci wygrali w pierwszej turze…

- ...gdzie na przykład?

- Na przykład w Świnoujściu, Głogowie. W wielu innych miejscowościach będziemy mieli swoich prezydentów, burmistrzów i wójtów, ale w wielu miastach będziemy także poszerzali, w których Lewicy w ogóle do tej pory nie było, albo była reprezentowana jedno czy dwuosobowo, jak w Poznaniu, Warszawie czy we Wrocławiu. Na pewno wygląda to dużo lepiej jak zejdziemy z sejmików do miast.

- Ale dobrze pan wie, że sejmiki w wyborach samorządowych odgrywają kluczową rolę. I tu wynik Lewicy jest poniżej oczekiwań, bo nawet sondaże dawały wam więcej. Ma pan już jakąś diagnozę tej sytuacji?

- Sejmiki nigdy nie były domeną Lewicy, a one są ważne, ponieważ w nich się rozdziela pieniądze. Ale Lewica tam będzie i w wielu sejmikach pewnie będziemy języczkiem u wagi, bo będziemy decydowali, w których kierunkach pójdą poszczególne koalicje. Dla nas oczywistym wyborem jest oczywiście współpraca z naszymi partnerami, z którymi dzisiaj współrządzimy Polską. A czy jest diagnoza? Oczywiście będziemy się nad tym zastanawiali, odbyliśmy już posiedzenie sztabu, podczas którego na gorąco analizowaliśmy ten wynik. Sądzę, że po pierwsze to demobilizacja młodych i kobiet, które wcześniej głosowały na Lewicę i całą rządzącą dziś koalicję.

- Z czego wynika ta demobilizacja?

- Z tego, że za mało jest konkretów jeśli chodzi o to co, kolokwialnie mówiąc, dowozi rząd. Rozczarowanie tym, że po 15. października nie udało się załatwić kwestii związanych np. przerywaniem ciąży czy brakiem mieszkań…

- ...ale udało się załatwić refundację in-vitro, pigułkę „dzień po” na tyle, na ile da się przy obecnym prezydencie, projekt „babciowego” będzie przyjęty w tym tygodniu. To według pana za mało? Zaważyła jednak kwestia prawa aborcyjnego?

- Sądzę, że wszyscy zapłaciliśmy za to cenę – i Trzecia Droga i Lewica i Koalicja Obywatelska. My namawialiśmy do współpracy w tych wyborach. Ludzie nie dają premii kiedy się kłócimy i kiedy pewnych rzeczy nie dowozimy. Jestem przekonany, że gdyby sprawa dotycząca aborcji została załatwiona przed tymi wyborami, to wynik dla całej koalicji rządzącej byłby zdecydowanie lepszy. Gdyby udało nam się w pewnych sprawach dogadać jeśli chodzi o sojusze wyborcze, my nawoływaliśmy do współpracy z Koalicję Obywatelską, to Lewica z KO byłaby dzisiaj na pierwszym miejscu podium. Ale niestety po raz dziewiąty wygrywa PiS. Tego typu rzeczy zaważyły na wynikach, ale wszystko jest do poprawy. Mleko się rozlało, ale trzeba wyciągać wnioski. Zbliżają się kolejne wybory i do nich musimy się przygotować zdecydowanie lepiej.

- Lewica uważa się za jedynego, prawdziwie konsekwentnego przedstawiciela praw i interesów kobiet. Tymczasem wasze poparcie wśród kobiet wynosi 7,5 proc.

- No tak, ale to wynika właśnie z tego, ze według nas pewne rzeczy dla kobiet trzeba załatwić, a rząd tego nie dowozi.

- Na Koalicję Obywatelską zagłosowało 33 proc. kobiet. Na Trzecią Drogę 14. Jesteście dla nich trzecim wyborem. Dlaczego?

- Ale proszę zobaczyć, że w wielu miastach te wyniki wyborcze, szczególnie kobiet, naszych kandydatek, były rewelacyjne.

- Nie rozmawiamy o kandydatkach Lewicy, tylko o wyborczyniach. Dlaczego 7,5 proc.?

- Dlatego, że Lewica musi pilnować pewnych spraw, które są bliskie naszemu elektoratowi. (…) Jest przepaść jeśli chodzi o wyniki, no niestety, tyle ważymy, taka jest nasza waga.

- A może chodzi o komunikację? O przekaz? Może o jakiś kryzys przywództwa na Lewicy?

- Być może powinniśmy się nad tym zastanowić. (…) Ja uważam, że dziś dla Lewicy najważniejsza jest autentyczność i walka o ważne sprawy, o to żeby młodzi ludzie, kobiety, wszyscy, dla których lewicowe wartości są ważne, wiedzieli, że jesteśmy ich obrońcami i że zawsze stoimy po ich stronie. Że będziemy o nich walczyli i w rządzie i w samorządzie. W Unii Europejskiej i wszędzie gdzie to możliwe. To jest przekaz, który Lewica powinna podkreślać. (…) A może kobiety nie poszły głosować, bo są wściekłe na to, że koalicja rządząca nadal nie załatwiła tej fundamentalnej sprawy dotyczącej aborcji?

- W niedzielę do wyborów poszło 53,3 proc. kobiet. O 4 pkt. proc. więcej niż mężczyzn.

- Ale frekwencja była dużo niższa.

- Jak zawsze w wyborach samorządowych.

- Ale wiele kobiet nie zaangażowało się w te wybory, szczególnie młodych kobiet. To widać po tych wynikach i trzeba się zastanowić jak to zmienić. To na pewno jest lekcja dla nas wszystkich. Cała koalicja rządząca na pewno mogłaby mieć lepszy wynik gdybyśmy byli bardziej skuteczni jeśli chodzi o rządzenie.

- Sprawy kobiet mamy już omówione, więc czego jeszcze zabrakło?

- Zabrakło ważnych decyzji koalicji rządzącej dotyczących mieszkań czy ochrony ludzi przed wysokimi rachunkami, dotyczących walki z biedą, wynagrodzeń czy sprawiedliwego systemu podatkowego.

- Wasz koalicjant, KO, mówi, że tego wszystkiego nie da się zrobić w cztery miesiące.

- Oczywiście, że się nie da. Ale trzeba próbować, wysyłać jakiś sygnał, że chcemy, że jesteśmy zdeterminowani, że kobiety nie będą musiały czekać kolejne 30 lat, tak jak teraz czekają. Lewica będzie o to walczyła jeszcze mocniej i skuteczniej.

- Marszałek Szymon Hołownia twierdzi, że wyniki tych wyborów trzeba traktować jako „poważne ostrzeżenie” dla koalicji rządzącej i apeluje: „dość kłótni”. Co pan mu odpowie?

- Podpisuję się całkowicie. To jest odpowiedzialność m.in. nas, liderów, ale także marszałka Sejmu, żeby tak procedować aby żadne projekty nie były blokowane, żeby nie dawało to asumptu do budowania napięć. Ważne rzeczy dla naszych wyborców trzeba przedyskutować i podejmować decyzje, a nie blokować, nie zamrażać, nie kombinować. Trzecia Droga też nie zrobiła rewelacyjnego wyniku, w 2018 r. PSL miał wynik gorszy tylko o 1,5 pkt. Proc. (…) To jest sygnał alarmowy dla wszystkich. Zbliżają się kolejne wybory i musimy zmienić strategię funkcjonowania w tej koalicji i to w jaki sposób pracujemy. Ludzie chcą konkretów, oczekują, że będą załatwiane ważne dla nich sprawy. (…)

- Będzie powyborcze spotkanie liderów Koalicji 15 października?

- Będzie. Jeszcze nie wiadomo kiedy, ale na pewno spotkamy się w najbliższych dniach żeby te wyniki przeanalizować. To jest niezwykle ważne. Sądzę, że w gronie liderów spotkamy się wtedy, kiedy wszyscy odbędą już swoje wewnętrzne analizy.

Rozmawiała Kamila Biedrzycka