W latach 80. Ilka był odważnym opozycjonistą. Wydawał podziemną prasę, organizował robotników, wraz z grupą przyjaciół próbował odbudować Polską Partię Socjalistyczną. Wielokrotnie zatrzymywany, nigdy się nie złamał. Życiorys idealny, żeby po 1989 roku odcinać kupony. Tak zrobiło wielu jego kolegów. Ale Ilka był inny. Pozostał wierny swoim poglądom i nie zakochał się w kapitalizmie.
Grzegorz nie lubił mówić źle o innych. Ale bolało go mocno, że antyspołeczne reformy, wyrzucanie ludzi na bruk - to było dzieło jego dawnych kolegów z Solidarności. Kiedy oni obsadzali ważne stanowiska, prywatyzowali Polskę, zarabiali wielkie pieniądze - Ilka zajął się organizowaniem pracowników.
Dla słabszych nowy system oznaczał brutalny wyzysk: pracę po kilkanaście godzin dziennie, noszenie ciężarów zagrażających zdrowiu, poniżenie. W imię zysków odarto ludzi z godności. W wolnej Polsce kasjerki sadzano do pracy w pampersach, żeby "nie marnowały czasu". Rządzący mieli gęby pełne "Solidarności", ale wyzysk im nie przeszkadzał. Ilka nie potrafił się z tym pogodzić. Dlatego stworzył Konfederację Pracy - związek zawodowy, który walczył o cywilizowane warunki pracy w marketach, w usługach, w wielkich, prywatnych firmach. Wszędzie tam, gdzie krzywdzono pracowników.
Kiedy poznałem Grzegorza, byłem młodym chłopakiem. Nas, wtedy licealistów czy studentów, na lewicę pchał bunt. Mieliśmy dość Balcerowicza, który z uśmiechem na twarzy skazał ludzi na bezrobocie. Wkurzało nas rozkradanie państwowego majątku, złodzieje z AWSu. Oburzali biskupi, zawsze chętni, żeby wtykać ludziom nos pod kołdrę, ale obojętni wobec oceanu biedy. Szukaliśmy lewicy, ale w Polsce ziała pokoleniowa wyrwa. Ludzi takich, jak Grzegorz, była garstka.
Ilka przypominał swoich wielkich poprzedników z PPS. Inteligencki sznyt łączył z oddaniem słabszym. I zawsze był gotów, żeby pomóc. Kiedy trzeba, sam stawał przy starej maszynie drukarskiej, żeby wydrukować ulotki, albo jechał na drugi koniec Polski, żeby pomóc oszukanym robotnikom, ofiarom przedsiębiorcy oszusta. A przy okazji zawsze miał do opowiedzenia anegdoty o Ciołkoszach, Pużaku czy Zarembie. Przeniósł etos polskiego, demokratycznego socjalizmu przez czas, kiedy wszyscy wokół zachłysnęli się pieniędzmi i oślepli na ludzką krzywdę. Polska lewica wiele mu zawdzięcza.