Ludzie, którzy dostają 2 tysiące na rękę, usłyszeli, że podwyżek im dawać nie warto. I kto to mówi? Milioner, który sam leży na pieniądzach. Morawiecki wyciągnął ze sprywatyzowanego banku, którym kierował, kilkadziesiąt milionów złotych. Jego dzieci i wnuki pewnie nawet się nie zetkną z państwową edukacją - dla takich jak oni są luksusowe szkoły prywatne. W sprawie nędznych pensji nauczycieli Morawiecki powinien pokornie schylić głowę i milczeć. Zamiast tego błysnął arogancją.
Nie chcę się wyzłośliwiać, wyliczać tych wszystkich luksusów, którymi na co dzień nagradza się obóz władzy. Na to, dziwnym trafem, pieniędzy wystarcza. Ważniejsze jest inne pytanie: co mają zrobić nauczyciele, skoro ich budżety domowe też nie są z gumy? Za co kupić buty na zimę? Czy w tym miesiącu zapłacić czynsz, czy zreperować zepsutą pralkę? Skąd wytrzasnąć pieniądze na kolonie dla dziecka? To są pytania, które dzięki skąpstwu Morawieckiemu zadaje sobie młody nauczyciel. Zaciskanie pasa w edukacji - żeby była jasność, odpowiada za to tak PiS, jak i PO - doprowadziło ich na skraj biedy.
Wiele razy słyszałem, że PiS jest wrażliwy społecznie. Tu wrażliwości zabrakło. Rząd poniżał nauczycieli, odmawiał spotkań, mówił prosto w twarz, że nie mają na co liczyć. PiS uważa, że ta wojna przeciw nauczycielkom im się opłaci. Nie wiem, czy w efekcie wzrośnie im czy spadnie poparcie. I, szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi. Wkurza mnie, że w imię medialnej gierki rząd niszczy publiczne szkolnictwo. Bo takie będą konsekwencje.
Jeżeli pensje mocno nie wzrosną, to nikt młody nie będzie chciał zostać nauczycielem. W czasach wysokiego bezrobocia ten zawód dawał marne, ale pewne pieniądze. Dziś bezrobocie spadło, więc nawet tej przewagi nie ma. Rząd, łamiąc strajk, dał jasny sygnał: zmieńcie zawód. Efekt będzie więc taki, że młodzi, zdolni nauczyciele uciekną ze szkół. A rachunek za polityczne "zwycięstwo" rządu zapłacą uczniowie.
Panom ministrom to nie przeszkadza. Oni mają dzieci w szkołach prywatnych.