I dziwię się tym, którzy wobec wizyty Ławrowa w Polsce okazują mocny sceptycyzm, argumentując, że jego spotkania z naszymi oficjałami nie przyniosły żadnych konkretnych deklaracji ani w sprawie tarczy antyrakietowej, ani Gruzji.
Bo po co nam te deklaracje? Przecież Rosjanie i tak pewnie by się z nich nie wywiązali. W ciągu ostatnich kilku tygodni prezydent Miedwiediew wielokrotnie cyganił europejską i amerykańską dyplomację. Oszukał Sarkozy'ego, deklarując, że wyprowadzi swoje wojska z Gruzji, a później nie tylko ich nie wycofał, ale też arbitralnie dokonał podziału Gruzji.
Znany historyk pisał, że kiedy podczas II wojny światowej żołnierze Armii Czerwonej dostali od Amerykanów ekwipunek z napisem "Made in USA", radzieckie władze tłumaczyły ludziom, że napis oznacza "wyprodukowane w ZSRR do użytku amerykańskiego". Rosyjska władza kłamstwo ma we krwi. Ale rozmawiać z nią warto. Bo warto wiedzieć, co w trawie piszczy.