Polityk i publicysta

2008-09-16 4:00

Znani dziennikarze oceniają, czy Jan Rokita, jako polityk Platformy Obywatelskiej, może być obiektywnym komentatorem

Występowanie przez Jana Rokitę w podwójnej roli: z jednej strony jako polityka Platformy Obywatelskiej, z drugiej publicysty "Dziennika", to sytuacja dziwna i niezdrowa. Na pewno nie jest to zachowanie, które w jakikolwiek sposób można by pochwalić.

Moim zdaniem polityk w żadnym razie nie może być dziennikarzem i publicystą. Powód jest bardzo prosty: to właśnie my, dziennikarze, jesteśmy sędziami na tym boisku, na którym politycy są zawodnikami. Czytelnik, słuchacz czy widz musi mieć pewność, że osoba wygłaszająca jakiekolwiek opinie krytyczne o politykach - bo bez tego trudno sobie w ogóle wyobrazić komentarz polityczny - robi to bezstronnie. Czy w wypadku kogoś, kto nadal należy do Platformy Obywatelskiej, czyli wciąż jest politykiem, choć w tej chwili uśpionym, można sobie taką bezstronność wyobrazić? Obawiam się, że nie jest to możliwe.

Gdybyśmy mieli pewność, że Jan Rokita rzeczywiście raz na zawsze zrezygnował ze swoich aspiracji politycznych i postanowił zmienić zawód, to bez wątpienia wszystkim łatwiej byłoby go w tym zawodzie powitać. My takiej pewności nie mamy. W związku z tym możemy mieć słuszne podejrzenie, że celem produkcji dziennikarskich Rokity jest po prostu dezawuowanie jego politycznych konkurentów. W ten sposób Jan Rokita udaje kogoś, kim nie jest.

Sytuacja jest dwuznaczna również z innego powodu - jest tajemnicą poliszynela, że Jan Rokita chce zerwać z polityką bierną i wrócić do jej formy czynnej. Wielu przewiduje, że może to nastąpić już niebawem. Nie od dziś mówi się także, że może on ubiegać się o mandat poselski. Sam fakt takiego powrotu do polityki nie jest oczywiście niczym złym, ale w kontekście obecnego pisarstwa Jana Rokity nabiera to zupełnie innego znaczenia.

Jeśli Jan Rokita szczerze chce zostać dziennikarzem, komentatorem politycznym, musi przekonać ludzi do tego, że na pewno staje się nim raz na zawsze i definitywnie żegna się już z polityką. A skoro nie oddaje legitymacji partyjnej i cały czas hołubi marzenie o powrocie do polityki, to trudno mieć zaufanie do jego dziennikarstwa.

Komentator polityczny, dziennikarz jest z zasady osobą poważniej traktowaną aniżeli celebryta, w której to roli mogliśmy ostatnimi czasy oglądać Jana Rokitę. Nowa funkcja daje mu zdecydowanie lepszą pozycję, aby jego powrót do czynnej polityki stał się rzeczywiście możliwy. Stąd też zapewne wybór Rokity.

Rafał Ziemkiewicz

Publicysta "Rzeczpospolitej". Ma 44 lata

Gdzie jest etyka dziennikarska?

Czy Jan Maria Rokita będąc członkiem Platformy Obywatelskiej, powinien był przyjąć posadę stałego felietonisty w ogólnopolskiej gazecie? Z punktu widzenia partii politycznej jest nie do przyjęcia taka sytuacja, w której ograniczałoby się możliwość jakiejkolwiek pracy swoim członkom. Natomiast o to samo trzeba by zapytać zakład pracy. I tu rodzi się problem.

Moim zdaniem Jan Maria Rokita nie jest problemem partii, tylko jest problemem redakcji. Zatrudnianie polityka jako komentatora politycznego tworzy z tego medium gazetę partyjną. Nam taka sytuacja kojarzy się z PRL-em, ale nie jest to pogląd do końca słuszny, bo w Europie jest silna tradycja gazet partyjnych, a i u nas przed wojną takie gazety istniały. Tylko wtedy trzeba sprawę nazwać po imieniu.

Istnieje również inny problem - Rokita udaje komentatora bezinteresownego. Mamy tu, moim zdaniem, do czynienia z ewidentnym konfliktem interesów, a zarazem naruszeniem etyki dziennikarskiej. Jan Rokita jest bowiem zatrudniony jako dziennikarz, a jednocześnie deklaruje, że gotów jest wrócić do polityki - i taka sytuacja jest nie do przyjęcia. Uważam, że dziennikarze mogą mieć poglądy, ale nie mogą mieć uzależnień. W związku z tym nie powinni się wypowiadać w sprawach, w których mają jakikolwiek interes. Tymczasem Jan Maria Rokita ma interes w tym, żeby wykończyć Donalda Tuska i na jego trupie wrócić do czynnej polityki. Od tego zresztą zaczął swoją obecność w "Dzienniku". Dziwię się redakcji tej gazety, gdyż to mocno podważa jej wiarygodność.

Pytany o to, czy wyjściem byłoby oddanie przez Jana Marię Rokitę na jakiś czas legitymacji partyjnej, odpowiem tak: na jakiś czas na pewno nie, gdyż sytuacja musi być klarowna od początku do końca. Były polityk może być dziennikarzem, były dziennikarz może być politykiem. Ale takie przejście jest możliwe tylko raz. Na przykład Willy Brand był wybitnym dziennikarzem, zanim został politykiem, przynajmniej dwóch komentatorów "Gazety Wyborczej" to byli politycy - ale właśnie byli. To też niewątpliwie wywołuje jakieś powikłania, ale jeżeli coś jest jednoznaczne - człowiek oświadcza, że rozstał się z polityką i chce zostać teraz komentatorem - to ja nie widzę problemu. W przypadku Rokity mamy do czynienia z czym innym. Mamy próbę użycia redakcji do osiągnięcia celu politycznego w sposób bezwstydny. Gdybym był członkiem Rady Etyki Mediów, próbowałbym temu w wyraźny sposób przeciwdziałać.

Jacek Żakowski

Publicysta "Polityki" i "Gazety Wyborczej". Ma 51 lat

Rokita nie jest bezstronny

Jan Rokita jest człowiekiem niezwykle przenikliwym. Diagnozy polskiej sytuacji politycznej, jakie stawia, są godne czytania z najwyższą uwagą. Ten były polityk bowiem nie tylko ma intelektualne narzędzia do analizowania rzeczywistości społecznej, ale też dzięki latom praktykowania polityki potrafi zauważać rzeczy, które innym mogą - w gorączce pogoni za newsem - umykać.

Ale... ta beczka miodu musi być uzupełniona o przynajmniej równie wielką beczkę dziegciu. Otóż Jan Rokita był politykiem, a i teraz - choć wyrzucony na margines życia państwowego - deklaruje wprost, że jeśli nadejdzie odpowiedni czas, to do aktywnej polityki wróci (patrz choćby wczorajszy wywiad dla "Wprost"). A to sprawia, że choć jego opinie powinny być analizowane z uwagą, to trudno traktować je tak samo jak opinie innych publicystów czy dziennikarzy. Jan Rokita, przy wszystkich swoich talentach, jest bowiem politykiem na publicystycznym zesłaniu. Jego opinie, choć on sam zapewnia, że teraz mówi już tylko to, co myśli naprawdę, mogą być więc ograniczane przez świadomość długofalowego interesu - zarówno własnego, jak i bliskiego środowiska politycznego. To zaś sprawia, że trudno je traktować jako opinie bezstronne, obiektywne i niemotywowane politycznie.

Inna rzecz, że Rokita i "Dziennik" wcale nie wytyczyły w tej sprawie nowych granic. O wiele wcześniej zrobiła to "Gazeta Wyborcza", przyjmując na stanowisko publicysty Mirosława Czecha, byłego posła UW i PD oraz sekretarza generalnego tych partii w latach 2005-2006.

Tomasz Terlikowski

Komentator "Wprost". Ma 34 lata

Nasi Partnerzy polecają